Koronawirus w Polsce. Prof. Simon: "Jedyne, co możemy zrobić, to tylko apelować o rozwagę Polaków"
W szpitalach powoli zmniejsza się liczba hospitalizowanych z powodu COVID-19. - Mamy mniej pacjentów, ale niestety te osoby są w gorszym stanie - opowiada prof. Krzysztof Simon. Zdaniem eksperta obniżenie dziennej liczby zakażeń koronawirusem mówi o tym, że strajk kobiet, przeciwko decyzji TK o zaostrzeniu prawa aborcyjnego, nie wpłynął w żaden sposób na sytuację epidemiologiczną w Polsce.
1. Koronawirus w Polsce. Coraz częściej do szpitali trafiają pacjenci w ciężkim stanie
W czwartek 26 listopada Ministerstwo Zdrowia opublikowało nowy raport dotyczący sytuacji epidemiologicznej w Polsce. Wynika z niego, że w ciągu doby zakażenie koronawirusem SARS-CoV2 zostało potwierdzone u 16 687 osób. Z powodu COVID-19 zmarło 580 osób, z czego 78 osób nie było obciążonych chorobami współistniejącymi.
Jest to kolejny dzień, kiedy w Polsce odnotowuje się istotne obniżenie dziennej liczby zakażeń.
- Nie przywiązywałbym zbyt dużej uwagi do liczb, ponieważ zależą one od dwóch czynników - liczby wykonanych testów oraz liczby osób objawowych, bo tylko takie są poddawane testom. Zwłaszcza teraz, kiedy część osób po prostu unika testowania, bo boi się kwarantanny i problemów, które może spowodować w pracy - mówi prof. Krzysztof Simon, kierownik Kliniki Chorób Zakaźnych i Hepatologii Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu. - Dlatego niezależnie od tego, ile wystukają sanepid i Ministerstwo Zdrowia, należy te liczby pomnożyć minimum przez 5. Jeśli teraz mamy 15-20 tys. zakażonych, to rzeczywista liczba przypadków, to co najmniej 100 tys. dziennie. I takiej skali powinniśmy się trzymać - podkreśla profesor.
Jednocześnie prof. Simon zaznacza, że na oddziałach zakaźnych nieznacznie spadła liczba pacjentów hospitalizowanych.
- Trafia do nas mniej ludzi, ale niestety coraz częściej są to pacjenci w bardzo ciężkim stanie. Wynika to z tego, że ludzie do ostatniej chwili odciągają pójście do szpitala, czekają w domach i myślą, że się sami wyleczą, a tymczasem ich stan się pogarsza — opowiada prof. Simon.
2. Strajk kobiet nie spowodował przyrostu zakażeń
Według prof. Simona to, że transmisja koronawirusa w niektórych województwach istotnie się zmniejszyła, świadczy o dwóch rzeczach.
- Po pierwsze, od kiedy Ministerstwo Zdrowia zaczęło adekwatnie działać, wymagać respektowania ograniczeń, liczby zakażeń zaczęły spadać. Po drugie, spadek zakażeń jest dowodem na to, że demonstracje kobiet, które walczyły o swoje sprawa, nie mają żadnego wpływu na przyrost epidemii. Gdyby tak było, to teraz obserwowalibyśmy gwałtowny wzrost liczby zakażeń, ale jest na odwrót - te liczby maleją - podkreśla profesor.
Zdaniem prof. Simona na zmniejszenie liczby zakażeń również może wpływać duża liczba osób, które już przeszły zakażenie bezobjawowo.
- Im więcej takich osób, tym mniejsze jest ryzyko transmisji wirusa na inne osoby. Pojawia się coraz większa bariera. Kiedy osiągniemy poziom 80 proc. uodpornienia społeczeństwa, będziemy mieć odporność stadną. Oczywiście, taki wynik możemy osiągnąć tylko dzięki szczepionce na SARS-CoV-2. Czekam na nią z dużym zainteresowaniem i niepokojem. Ważne jest, aby przystąpić do szczepienia jak najszybciej. Niestety, codziennie wypisuję karty zgonu, a przecież te osoby mogłyby żyć dłużej — opowiada prof. Simon.
3. "Część społeczeństwa jest szalona"
Prof. Simon również się odniósł do sytuacji ze zgubieniem 20 tys. testów. - Mnie w tym kraju już właściwie nic nie zdziwi - podkreśla prof. Simon. Zdaniem profesora, zamiast dyskutować o ważnych dla społeczeństwa sprawach, ciągle toczymy wojenki.
Ekspert nie rozumie także słuszności niektórych obostrzeń wprowadzonych przez rząd w związku ze zbliżającymi się świętami Bożego Narodzenia.
- Są przed nami święta, ludzie będą chcieli spotykać się ze swoimi rodzinami, a rząd wymyśla ograniczenia do 5 osób na Wigilii. Wszyscy się z tego śmieją, ponieważ wiedzą, że nikt nie będzie w stanie tego skontrolować. Czy policja będzie chodzić po domach i sprawdzać, ile osób siedzi przy stole? Przecież nie jesteśmy Białorusią. Jedyne, co możemy zrobić, to tylko apelować o rozwagę Polaków, aby w tym roku zastanowili się, jak spędzić święta w okrojonym składzie - uważa prof. Simon.
Jak podkreśla ekspert, z punktu widzenia sytuacji epidemiologicznej, ograniczenia podróży mogłyby się okazać skuteczne. - Jednak dalsze wprowadzanie ograniczeń, może spowodować, że społeczeństwo nie wytrzyma tego zarówno psychicznie, jak i ekonomicznie. Powinniśmy więc trzymać się tego, co jest absolutnie konieczne - pozostawić zamkniętymi restauracje, kluby, teatry i kina - miejsca, gdzie ludzie się gromadzą w zamkniętych pomieszczeniach. Właścicielom tych lokali potrzebna jest pomoc finansowa - podkreśla prof. Simon.
- Zupełnie nie rozumiem natomiast koncentracji ferii w jednym terminie. Jest to wbrew zasadzie epidemiologicznej, która mówi o unikaniu kumulowania ludzi w jednym miejscu. Problem polega na tym, że o takich rzeczach trzeba spokojnie dyskutować, rozważać różne możliwości. Zamiast tego u nas cały czas trwa wojna. Społeczeństwo jest takie, jakie jest – część jest źle wykształcona, część zbuntowana, cześć zdenerwowana sytuacją polityczną w kraju, atakami na kobiety, biciem pałkami. Jest niestety też część społeczeństwa, która jest po prostu szalona. To są ludzie oderwani od rzeczywistości, żyjący w paralelnym świecie napędzanym przez media i bańkę polityczną, która nie ma nic wspólnego ze szczęściem i dobrem Polaków - konkluduje prof. Krzysztof Simon.
Zobacz także: Koronawirus w Polsce. Prof. Wysocki: Nie ma dobrego rozwiązania. Po świętach czeka nas przyrost zakażeń
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Potrzebujesz konsultacji z lekarzem, e-zwolnienia lub e-recepty? Wejdź na abcZdrowie Znajdź Lekarza i umów wizytę stacjonarną u specjalistów z całej Polski lub teleporadę od ręki.