Zdradza, co naprawdę dzieje się w Chinach. "W szpitalach jest teraz najgorzej"
Kryzys epidemiologiczny w Chinach, który trwa już prawie miesiąc, nadal daje się we znaki. Największy dramat nadal odczuwają szpitale, bo chorych cały czas przybywa. - Szczyt zachorowań już minął, ale w szpitalach jest teraz najgorzej - przyznaje Weronika Truszczyńska, polska blogerka, która mieszka w Szanghaju. Według epidemiologicznych szacunków mogło się tam już zakazić większość mieszkańców.
1. Milion infekcji dziennie
Kryzys epidemiologiczny w Chinach związany z odejściem od polityki "zero COVID" cały czas daje o sobie znać. Jak donosi PAP, powołując się na wypowiedzi doradcy administracji miasta ds. pandemii Chena Erzhena, podczas tej wyjątkowo dotkliwej fali zakazić się mogło nawet 70 proc. z ok. 25 mln mieszkańców Szanghaju.
Władze sąsiedniej prowincji Zhejiang szacują, że codziennie dochodzi tam do miliona infekcji.
Chen Erzhen podkreślił, że obecna fala jest znacznie większa niż ta z wiosny 2022 roku, gdy Szanghaj na dwa miesiące zamknięto w surowym lockdownie.
- Szczyt zachorowań w miastach już minął. W Szanghaju najgorsza sytuacja była w okolicy świąt Bożego Narodzenia. Teraz wszystko wraca do normy, ale w szpitalach jest najgorzej, bo szczyt ciężkich przypadków następuje około 1-2 tygodnie po szczycie zachorowań - mówi w rozmowie z WP abcZdrowie Weronika Truszczyńska, polska blogerka, która mieszka w Szanghaju.
Blogerka podsumowała ostatni rok w poście na Instagramie: "Nie wiem, czy to był najgorszy rok mojego życia czy nie. Zero COVID, dwumiesięczny lockdown w Szanghaju, kolejne restrykcje z codziennym testowaniem na czele, protesty anty zero-covidowe, a potem spektakularne wykolejenie się całej polityki, które doprowadziło do tego, że i tak złapałam koronawirusa. Nie brzmi to jak scenariusz na wymarzony rok ale na pewno brzmi, jak plan na dobrą książkę. Jedną w tym roku już wydałam, więc ta będzie musiała poczekać, ale jednak 2023 rok po raz pierwszy od trzech lat przynosi nadzieję na to że nie spędzimy kolejnych 12 miesięcy odcięci od reszty świata".
Europejskie Centrum ds. Zapobiegania i Kontroli Chorób przekazało, że Chiny może czekać kolejna fala zakażeń.
"Wysoki poziom zakażeń SARS-CoV-2 i zwiększona presja na służbę zdrowia w Chinach spodziewane są w nadchodzących tygodniach ze względu na niską odporność populacji i złagodzenie interwencji pozafarmaceutycznych" – podało ECDC w najnowszym komunikacie. Przekazało też, że jest w stałym kontakcie z Chińskim Centrum Kontroli i Zapobiegania Chorobom.
Weronika Truszczyńska dodaje, że w szczycie zachorowań ludzi brakowało dosłownie wszędzie.
- Sklepy, banki, posterunki policji były zamykane, bo wszyscy byli chorzy. Na dostawy, które normalnie przychodziły w 30 minut, trzeba było czekać wiele godzin. W pewnym momencie niektóre z miast zaczęły zmuszać pracowników sektora publicznego, żeby chodziły z COVID do pracy. Z objawami choroby często pracowali też lekarze czy dostawcy jedzenia - opowiada blogerka.
2. Testy, badanie ścieków i zamknięte granice
Dramat, z jakim walczą Chiny, to skutek odejścia od trwajacej prawie trzy lata polityki "zero COVID" i zniesienia wyjatkowo surowych restrykcji. Wirus szerzy się aktualnie praktycznie bez kontroli.
Dokładna liczba zakażeń i zgonów nie jest znana. Władze przestały publikować codzienne bilanse infekcji i zawęziły kryteria liczenia zgonów, a oficjalny ich bilans powszechnie uznawany jest za niewiarygodny. Zgłaszane są jednostkowe przypadki zgonów, chociaż w social mediach cały czas krążą informacje o pękających w szwach szpitalach i kolejkach do krematoriów. Naukowcy prognozowali, że w Chinach z powodu COVID-19 może umrzeć nawet 2 mln ludzi.
W związku z kryzysem w Chinach rządy niektórych państw ogłosiły restrykcje dotyczące podróżnych przybywających z Chin. Chodzi m.in. o obowiazkowe testowanie, które wprowadziły m.in. Kanada, USA, Japonia, Australia, a także część państw europejskich w tym Włochy, Francja, Wielka Brytania.
Belgia i Malezja zapowiedziały badanie ścieków z samolotów przylatujących z Chin pod kątem ewentualnych nowych mutacji koronawirusa, a Maroko nie będzie wpuszczać podróżnych z Chin (nie dotyczy to tylko obywateli Chin).
3. "Monitorujemy sytuację"
Czy Polska powinna pójść w ich ślady? Lekarze nie mają wątpliwości.
- Przed nami Chiński Nowy Rok, kiedy przemieszczanie się i kontakty będą nasilone, a to sprzyja transmisji wirusa. Pamiętamy, jak to wpłynęło na rozwój pandemii w 2020 roku, więc nauczeni doświadczeniem powinniśmy prowadzić wzmożony monitoring sytuacji epidemiologicznej i już rozważać działania zapobiegawcze, żeby uniknąć powtórki - zaznaczała w rozmowie z WP abcZdrowie z Kliniki Chorób Zakaźnych i Neuroinfekcji Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Białymstoku.
- Państwa, które zdecydowały się na testy dla podróżnych z Chin, poszły w dobrą stronę. Osoby, które wracają z Chin do Polski powinny być objęte specjalnym nadzorem, należałoby rozważyć np. jakąś formę izolacji czy kwarantanny - dodała ekspertka.
Zapytaliśmy Ministerstwo Zdrowia, czy Polska rozważa wprowadzenie podobnych działań.
- Obecnie nie przewidujemy wprowadzenia ograniczeń. Ale na bieżąco monitorujemy sytuację - poinformował nas Jarosław Rybarczyk z MZ.
Tymczasem w ostatnim tygodniu ECDC poinformowało, że subwarianty zidentyfikowane w Chinach krążą już w UE. Ma duża zakaźność - jedna osoba może zakazić nawet 18 innych. Zaznaczono jednak, że obywatele UE mają stosunkowo wysoki poziom odporności i szczepień, niemniej władze państw powinny cały czas monitorować sytuację.
Katarzyna Prus, dziennikarka Wirtualnej Polski
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Rekomendowane przez naszych ekspertów
Nie czekaj na wizytę u lekarza. Skorzystaj z konsultacji u specjalistów z całej Polski już dziś na abcZdrowie Znajdź lekarza.