Rekord zakażeń koronawirusem w Polsce. 1136 nowych przypadków. Prof. Simon wskazuje winnych
Tak źle jeszcze nie było. Mamy 1136 nowych przypadków zakażenia koronawirusem. To najwyższy dobowy przyrost od początku pandemii. Prof. Simon wskazuje winnych fali zakażeń. Jego zdaniem to "zasługa" przede wszystkim tych, którzy nie chodzą w maseczkach i żyją, jakby koronawirusa nie było, nie myśląc o zagrożeniu, które ściągają na innych. Lekarz nie przebiera w słowach i nazywa ich wprost "szkodnikami społecznymi".
Artykuł jest częścią akcji Wirtualnej Polski #DbajNiePanikuj
1. Koronawirus nie słabnie
Ministerstwo Zdrowia poinformowało o 1136 nowych przypadkach koronawirusa. Najwięcej nowych zakażonych jest w województwach: małopolskim (183), mazowieckim (149) i pomorskim (143). Resort zdrowia przekazał też informację o 25 zmarłych z powodu COVID-19, najmłodsza z ofiar to 43-letni mężczyzna z województwa lubuskiego.
Liczby przemawiają do wyobraźni. Nikt nie ma wątpliwości, że sytuacja robi się coraz poważniejsza, a jesteśmy jeszcze przed pełnią sezonu grypowego, kiedy infekcje będą się kumulować. Na naszą korzyść na razie przemawia również pogoda, ciepłe dni sprawiają, że więcej przebywamy na świeżym powietrzu, a to ogranicza transmisję wirusów. Mimo to kolejne dni pokazują bardzo wysoki przyrost liczby zakażonych.
- To jest oczywista sprawa, że w okresie wakacyjnym, gdy ludzie się rozjeżdżają, mniej przebywają w pomieszczeniach, jest cieplej i wilgotniej, schorzenia przenoszone drogą powietrzno-kropelkową, szerzyły się rzadziej. W tej chwili wróciliśmy z urlopów, koncentrujemy się w biurach, młodzież wróciła do szkół, a to powoduje, że liczba zakażeń rośnie - wyjaśnia prof. Krzysztof Simon, kierownik Kliniki Chorób Zakaźnych i Hepatologii Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu.
2. Prof. Simon: "Ludzie zamiast masek zakładają przyłbice, jakby się szykowali na kolejną bitwę pod Grunwaldem"
Prof. Simon nie ma wątpliwości, że odpowiedzialność za wzrost liczby zakażeń spoczywa na osobach, które nie przestrzegają restrykcji i przepisów. Lekarz nazywa ich wprost szkodnikami społecznymi. I przypomina, że to skrajny egoizm: nie nosząc maseczek, narażają nie tylko siebie, ale i osoby w swoim otoczeniu. Ekspert wytyka błędy, które widzi na ulicach.
- Ludzie zamiast masek zakładają przyłbice, jakby się szykowali na kolejną bitwę pod Grunwaldem, nie myją rąk, ignorują dystans społeczny. Z drugiej strony policja nie egzekwuje przestrzegania tych zaleceń. Do tego dochodzą takie absurdalne incydenty, jak ukaranie kobiety, która nie chciała obsłużyć klientki bez maski - zauważa profesor.
- Kolejnym problemem jest tolerowanie tych wszystkich ruchów antymaseczkowych i antyszczepionkowych. To jest działalność na szkodę państwa. To jest skrajna głupota, działanie antypaństwowe, którego nie jestem w stanie zrozumieć. To są grupy szkodników społecznych. Wszyscy wiedzą, że maska chroni przed szerzeniem zarazków. Wszyscy wiedzą, że obraz choroby zależy od ilości cząstek wirusa, które się przedostaną do organizmu, a maska to ogranicza. Wiadomo, że ok. 40-60 proc. ludzi, którzy się zakazili, choruje lżej, jeśli wcześniej używali masek - tłumaczy ekspert.
3. Czy to już druga fala pandemii?
Prof. Simon odrzuca głosy mówiące o tym, że zaczęła się u nas druga fala epidemii. Jego zdaniem wzrosty i spadki zachorowań są typowym zjawiskiem, z które będziemy obserwować w kolejnych miesiącach.
- To jest wciąż ta sama fala, tej samej epidemii. Tak przebiega epidemia nowej choroby zakaźnej, z którą walczymy - wyjaśnia.
Ekspert w rozmowie z WP abcZdrowie przyznaje, że nie widzi szans na wprowadzenie ponownego lockdownu w Polsce. Jego zdaniem rozwiązaniem może być obowiązek powszechnego noszenia maseczek.
- Państwo nie wytrzyma drugiego lockdownu ekonomicznie. Myślę, że wraz ze wzrostem zakażeniem, będzie wprowadzany obowiązek powszechnego noszenia masek również na ulicach w całym kraju. Tak się dzieje w Korei, na Tajwanie, w niektórych rejonach Chin, wcześniej wprowadzono to w Barcelonie i Antwerpii. To jest bardzo dobre rozwiązanie.
4. Kumulacja zachorowań na COVID-19 i grypę w listopadzie
Profesor przewiduje w kolejnych dniach powolny wzrost zakażeń o różnej etiologii. Kumulacja czeka nas za kilka miesięcy.
- Problem będzie od listopada do marca, bo w tym okresie mamy największe wzrosty zachorowań na choroby przenoszone drogą powietrzno-kropelkową, ale jeśli się używa masek, myje się ręce, zachowuje się dystans, to zmniejsza się też zapadalność na grypę i choroby przeziębieniowe - podkreśla kierownik Kliniki Chorób Zakaźnych i Hepatologii Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Nie czekaj na wizytę u lekarza. Skorzystaj z konsultacji u specjalistów z całej Polski już dziś na abcZdrowie Znajdź lekarza.