Lekarz pobiegł w półmaratonie. Za linią mety jego serce się zatrzymało
Przyznaje, że tego dnia czuł się świetnie, a ostatni odcinek trasy pokonał nawet sprintem. Jednak zaraz za metą poczuł, że jego nogi się chwieją. Chwilę później obudził się w karetce i usłyszał, że doszło u niego do zatrzymania akcji serca.
1. Tego dnia jego kondycja była słabsza
56-letni Ian Quigley to lekarz rodzinny, który miał okazję przekonać się na własnej skórze, co się dzieje, gdy życie jest zagrożone. Rozpoczynając półmaraton, nie sądził, że jego zakończenie będzie tak dramatyczne.
Przyznaje, że tego dnia jego był nieco mniej dynamiczny, jednak to go nie zaniepokoiło, ponieważ ostatni dystans pokonał sprintem. Najgorsze stało się tuż po przekroczeniu mety.
- Spojrzałem na zegarek i pomyślałem: "Trochę zbyt wolno, ale udało się"! Potem poczułem, że moje nogi się chwieją - relacjonuje w rozmowie z brytyjskimi mediami.
Następnie chwycił się za barierkę i - jak się potem okazało - stracił przytomność.
- Obudziłem się w karetce, a sanitariusz powiedział: "Cześć Ian, właśnie doszło u ciebie do zatrzymania akcji serca i musieliśmy cię reanimować" – wspomina.
2. Nie przypuszczał, że ma problemy z sercem
Co było dla Iana najbardziej zaskakujące? Przyznaje, że jego organizm nie wysyłał mu żadnych sygnałów ostrzegawczych - 56-latek w żaden sposób nie mógł się przygotować na ten groźny incydent.
Co więcej, lekarz rodzinny przyznaje, że w swojej praktyce wielokrotnie miał do czynienia z pacjentami kardiologicznymi, a jednemu z nich uratował nawet życie, przywracając akcję serca.
- Moja żona Tracey biegła jakieś dziewięć minut za mną i przebiegła obok namiotu medycznego, nie wiedząc, że prawie umarłem - wyznaje.
- Na początku myśleliśmy, że ma atak epilepsji - opowiada jeden z medyków, który uratował życie maratończyka.
Dodaje, że gdy zbliżył się do Iana, zaobserwował nieregularny i głośny oddech - dwa zwiastuny zbliżającego się zatrzymania akcji serca.
Reakcja zespołu medycznego była błyskawiczna - podczas gdy jeden z medyków niezwłocznie rozpoczął resuscytację krążeniowo-oddechową (RKO), inny był już w drodze po defibrylator.
- Trzeba odwagi, by podejść do kogoś, kto leży na ziemi i robi się siny. O wiele łatwiej jest odejść - komentuje uratowany Brytyjczyk i dodaje, że każdy powinien być gotowy na udzielenie pierwszej pomocy, gdy zaistnieje taka konieczność.
Karolina Rozmus, dziennikarka Wirtualnej Polski
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Rekomendowane przez naszych ekspertów
Treści w naszych serwisach służą celom informacyjno-edukacyjnym i nie zastępują konsultacji lekarskiej. Przed podjęciem decyzji zdrowotnych skonsultuj się ze specjalistą.