Trwa ładowanie...

Kiedy COVID będzie jak przeziębienie? Prof. Pyrć o prognozach dla Polski

Pandemia jest często sterowana nie przez samego wirusa, ale przez nasze zachowania
Pandemia jest często sterowana nie przez samego wirusa, ale przez nasze zachowania (East News)

- Jeżeli przetniemy transmisję wirusa, to możemy wcześniej liczyć na spadki i wygaszanie tej epidemii. Jeżeli nie - to dopóki będą osoby wrażliwe na zachorowanie w sieci kontaktów, dopóty fala będzie się utrzymywała. Pandemia jest bardzo często sterowana nie przez samego wirusa, ale przez nasze zachowania - mówi WP abcZdrowie prof. Krzysztof Pyrć, wirusolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego.

1. Prof. Pyrć: Koronawirus mógłby być endemicznym już w tym sezonie, mieliśmy narzędzia, mieliśmy szczepionki, tylko z tego nie skorzystaliśmy

Katarzyna Grzęda-Łozicka, WP abcZdrowie: Liczby odnotowywanych zakażeń w skali światowej zbliżają się do najniższych wartości od roku. W Izraelu w ciągu miesiąca liczba aktywnych przypadków zakażenia spadła o 30 proc. Czy to sezonowa przerwa, czy koronawirus słabnie?

Prof. dr hab. Krzysztof Pyrć, wirusolog, odkrywca nowego ludzkiego koronawirusa HCoV-NL63, kierownik badań dotyczących SARS-CoV-2 w Małopolskim Centrum Biotechnologii UJ: Koronawirus na pewno nie słabnie. Natomiast rzeczywiście możemy się spodziewać, że te fale będą się spłaszczały, przynajmniej jeżeli chodzi o ciężkie przypadki. Coraz więcej osób jest zaszczepionych, niestety sporo osób uzyskało częściową odporność również przez przechorowanie COVID-19.

Miejmy nadzieję, że w ten sposób, przede wszystkim dzięki szczepieniom, dojdziemy do tej fazy, kiedy wirus przestanie być aż tak groźny. To byłby etap, w którym prawdopodobnie tylko grupy ryzyka musiałyby się doszczepiać, a pozostali przechodziliby COVID w kolejnych sezonach łagodnie, po tym, jak pierwszy raz ich układ odpornościowy nauczy się, jak sobie z tym radzić. W ten sposób zazwyczaj się kończyły pandemie. Miejmy nadzieję, że ta również dojdzie do tego punktu i że nie jesteśmy daleko.

Zobacz film: "Jakie obostrzenia czekają nas podczas 4 fali zakażeń koronawirusem?"

Na jakim etapie jest w takim razie Polska?

To jest trudne pytanie. Część osób ocenia, że najgorsze mamy w zasadzie za sobą, bo sporo osób COVID-19 przechorowało, sporo się zaszczepiło. Natomiast ja jestem do tej hipotezy nastawiony dość negatywnie. Mamy sporo osób niezaszczepionych w grupach ryzyka, włączając w to grupę 80 plus, w której śmiertelność może wynieść ponad 20 proc. Te osoby będą trafiały do szpitali i będą umierały. Pytanie, w jakim stopniu dotrze do nich wirus?

W przypadku wariantu Delta wiadomo, że jest w stanie roznosić się dużo łatwiej, więc też będzie docierał tam, gdzie nie docierały poprzednie warianty. Liczę na to, że ten scenariusz się sprawdzi, ale jednak trzeba się przygotowywać na to, że może nas czekać powtórka z poprzednich fal.

Modele matematyczne zakładają, że w szczycie czwartej fali w Polsce będzie od 9 do 21 tys. nowych przypadków dziennie
Modele matematyczne zakładają, że w szczycie czwartej fali w Polsce będzie od 9 do 21 tys. nowych przypadków dziennie (East News)

W Polsce dominuje wariant Delta? Na południu kraju wykryto nowy wariant, czy on może mieć wpływ na przebieg tej fali?

Wariant Delta od lipca, w zasadzie w kilka tygodni, stał się w pełni dominującym. Natomiast na południu kraju rzeczywiście zidentyfikowaliśmy kilkadziesiąt przypadków zakażeń dosyć nietypowym wirusem. Z naukowego punktu widzenia jest to ciekawe, bo wirus ma "wykasowane" trzy geny, co sugeruje że nie są one potrzebne. Nie oznacza to jednak, że jest to nowy, niebezpieczny wariant, który utrzyma się w populacji, czy że w jakiś sposób zmieni to przebieg epidemii. Częścią naszej pracy jest jednak identyfikacja i śledzenie aberracji, aby w razie czego szybko zareagować na zagrożenie.

Modele matematyczne mówią, że czwarta fala potrwa do wiosny. To oznacza, że teraz co roku czeka nas jedna długa fala jesienno-zimowa?

Te fale zależą w dużym stopniu od tego, co my zrobimy. Jeżeli przetniemy transmisję wirusa, to możemy wcześniej liczyć na spadki i wygaszanie tej epidemii. Jeżeli nie - to dopóki będą osoby wrażliwe na zachorowanie w sieci kontaktów, dopóty fala będzie się utrzymywała.

Pandemia jest bardzo często sterowana nie przez samego wirusa, ale przez nasze zachowania. Głównym motorem wydaje się zmiana naszych zachowań w danym okresie roku, ale wpływ na wygaszanie liczby przypadków mają również nasze zwyczaje oraz rozmaite zasady, do których się stosujemy lub nie i w ostatnim kroku obostrzenia, czyli redukcja mobilności i kontaktów, co w oczywisty sposób zmniejsza ryzyko transmisji. Do tego jeszcze dopisuje się pewna sezonowość wirusa, który lepiej się przenosi przy aurze zimowej. Wypadkową tego wszystkiego jest fala albo brak fali pandemicznej. To, jak to się będzie kształtowało jesienią i zimą, zależy od tego, jak będzie się zachowywać społeczeństwo i od tego, czy konkretne zasady będą wprowadzane mądrze i w odpowiednim momencie.

Czyli to raczej perspektywa lat, a nie miesięcy? Jak długo epidemia potrwa w Polsce?

To jest kwestia tego, co zrobimy, czy będziemy się szczepić, czy nie. Koronawirus mógłby być endemicznym już w tym sezonie, mieliśmy narzędzia, mieliśmy szczepionki, tylko z tego nie skorzystaliśmy. W połowie marca mówiłem, że boję się lata. Bałem się, że chęć szczepień, tak duża na początku roku - wygaśnie i znowu zapomnimy o zagrożeniu, uznamy, że wirusa nie ma i generalnie problem nas nie dotyczy. Wtedy ostrzegałem, że jesienią będziemy w tym samym punkcie, w którym byliśmy rok wcześniej i niestety to się wydarzyło – miejmy nadzieję, że ta fala będzie niższa i mniej tragiczna w skutkach. Jeżeli pani pyta, kiedy pandemia się skończy, to warto zapytać o to polityków i społeczeństwo. Wirusolodzy, naukowcy już dostarczyli narzędzia, mówią, co trzeba zrobić. Teraz to jest kwestia decyzji politycznych, odpowiedzialności i edukacji społeczeństwa.

Proponowałbym się szczepić, a na razie trzymać się tych bardzo prostych zasad, o których się mówi od początku: o dystansowaniu się, o zasadach kontaktu społecznego, które utrudnią wirusowi działanie. Od początku sierpnia widzimy, że fala narasta i chociaż dla laika mogło to wyglądać niegroźnie, bo było 15-30 przypadków dziennie, to widać było, że już zaczęły się przyrosty. Szkoda, że nie zaczęliśmy latem, żeby w kolejnych miesiącach nie trzeba było wprowadzać obostrzeń, żeby nie było kolejny raz konieczności zamknięcia gospodarki, zamknięcia służby zdrowia.

Prognozy mówią, że w szczycie czwartej fali może być 21 tys. zakażeń dziennie i ponad 26 tys. osób wymagających hospitalizacji. To oznacza, że Polska mocno pracuje na to, żeby wirus został z nami na dłużej...

Wydaje się, że wszyscy zaprzeczają rzeczywistości. Syndrom Sztokholmski? Dopóki nie jesteśmy wystarczająco wyszczepieni jako społeczeństwo, to wysokość kolejnych fal zależy od naszych zachowań. Pozostaje nam mieć nadzieję, że dzięki sporemu odsetkowi zaszczepionych, pandemia nie zniszczy nam kolejnego sezonu.

Przekroczyliśmy granicę 5 tys. zakażeń w ciągu doby, z każdym dniem rosną też liczby zgonów, ale na razie wciąż nie wprowadzamy restrykcji. Chcemy iść śladem Wielkiej Brytanii?

Wielka Brytania poszła dość ryzykowną, ale bardziej świadomą drogą. Oni bardzo dobrze się zabezpieczyli poprzez szczepienia grupy ryzyka i wtedy ogłosili otwarcie mówiąc: próbujemy żyć normalnie, zobaczymy, co się stanie. Od początku wakacji mają po kilkadziesiąt tysięcy nowych zakażeń dziennie, ale zgonów mają 10 razy mniej niż przy podobnych wartościach jeszcze pół roku wcześniej. Widać, że szczepienia zmniejszyły liczbę zgonów, co pokazuje, że jest możliwe przejście do tej fazy endemicznej, kiedy będzie można powiedzieć, że COVID-19 to kolejna choroba sezonowa. W dalszym ciągu jest niebezpieczny, ale już nie paraliżuje nam życia.

Z dużą uwagą obserwuję też to, co robi Dania. Tam poziom wyszczepienia jest bardzo wysoki i również oni podejmują próbę przejścia w fazę endemiczną. To będzie też bardzo ciekawa obserwacja - na ile to się uda i czy będą mogli wrócić do zupełnie normalnego życia.

Powinniśmy iść właśnie w ślady Danii czy innych państw?

Jeżeli popatrzymy na inne kraje, to na przykład Chiny poradziły sobie bardzo dobrze z pandemią, ale kosztem zamknięcia całego kraju. Innym przykładem jest Tajwan, gdzie nauczeni poprzednimi pandemiami, zareagowali bardzo szybko i postawili na prawie całkowitą izolację. W ich przypadku było to możliwe, natomiast w przypadku pojedynczego kraju w Europie wydaje się to być sposób samobójczy. Są kraje, które poszły na żywioł i one na pewno poradziły sobie najgorzej w pandemii, bo tam śmiertelność nadmiarowa jest gigantyczna, ale z kolei gospodarka radzi sobie dobrze.

W Polsce niestety też poszliśmy trochę na żywioł, nie reagowaliśmy na to, co się dzieje, efektem tego była gigantyczna liczba zgonów nadmiarowych, dwukrotnie większa niż to, co mówi oficjalna statystka zgonów z powodu COVID-19.

Są różne strategie, myślę, że jest za wcześnie, żeby mówić, kto miał rację. Myślę, że to będzie bardzo ważna analiza, którą trzeba będzie przeprowadzić w kolejnych latach, żeby się przygotować na wypadek kolejnych pandemii. Trzeba będzie przygotować strategie na podstawie rzeczywistych doświadczeń, po analizie tego, jak różne kraje, różne kontynenty sobie z tym poradziły. Na razie jest na to za wcześnie, a SARS-CoV-2 i natura zafundowały nam już kilka zwrotów akcji przez ostatnie półtora roku.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Rekomendowane przez naszych ekspertów

Skorzystaj z usług medycznych bez kolejek. Umów wizytę u specjalisty z e-receptą i e-zwolnieniem lub badanie na abcZdrowie Znajdź lekarza.

Polecane dla Ciebie
Pomocni lekarze