Koronawirus sieje postrach. Sytuacja oczami Polaków przebywających w Chinach
- Chiny obecnie wyglądają, jakby oczekiwały apokalipsy - opowiada jeden z Polaków mieszkający w Państwie Środka. Ograniczenia w podróżowaniu, zamknięte szkoły i placówki kulturalne. Tak wygląda sytuacja według oficjalnych przekazów i komunikatów, a my postanowiliśmy sprawdzić, jak to się przedstawia z punktu widzenia Polaków, którzy są na miejscu.
1. Koronawirus. Polacy w Chinach opowiadają o podjętych środkach ostrożności
Niespełna miesiąc od pojawienia się pierwszych przypadków zarażenia koronawirusem, według naszych obserwatorów, sytuacja na miejscu jest daleka od tego, co jest przekazywane w oficjalnych komunikatach.
- Wciąż pozostaje wiele pytań na temat samego wirusa, na które nikt nie jest w stanie na razie udzielić kompletnych informacji - opowiada Sebastian Budner, który razem z żoną mieszka w Shenzhen, w południowo-wschodnich Chinach, w prowincji Guangdong. - Tak naprawdę Wuhan odizolowano kilka dni temu, a ok. 5 mln mieszkańców opuściło miasto przed jego zamknięciem. Okres inkubacji wirusa trwa 1-14 dni, wiec za dwa-trzy tygodnie będzie prawdopodobnie widać, jaka jest naprawdę sytuacja.
- Chiny obecnie wyglądają, jakby oczekiwały apokalipsy. Ulice są puste jak nigdy – dodaje pan Sebastian w rozmowie z WP abcZdrowie. Na dowód przesyła nam zdjęcia metra w Shenzhen obecnie i przed pojawieniem się epidemii.
Jak informuje, cała prowincja Guandong nakazała noszenie masek pod rygorem kar pieniężnych, a w szkołach odwoływane są zajęcia.
- Pomimo zakazu w Shenzhen widać ludzi bez masek. Rejon miasta Wuhan jest odcięty od świata, ale również w innych częściach Chin czuć napięcie - opowiada Sebastian Budner.
W Wuhan trwa budowa szpitala na 1000 łóżek, w którym mają być leczone zakażone osoby. Ma być gotowy najpóźniej do 3 lutego. Szpital powstaje na wzór centrum medycznego, które w ekspresowym tempie zbudowano w Pekinie w 2003 r., podczas panującej wtedy w Chinach epidemii SARS, czyli zespołu ostrej niewydolności oddechowej. Pan Sebastian zdradza, że w jego opinii tym razem sytuacja wydaje się dużo poważniejsza.
- Potwierdzono, że można być nosicielem bez objawów oraz są bardzo duże szanse mutacji wirusa. Liczby, o których mówi się oficjalnie na pewno można włożyć między bajki. Przy epidemii SARS powstał tylko jeden szpital, teraz mówi się o dwóch a nawet trzech. Nieoficjalnie mowa jest o nawet 100 tys. zarażonych - opowiada Sebastian Budner.
W prowincjach Hubei i Guangdong obowiązuje najwyższy stopień zagrożenia zdrowia publicznego z powodu nowego wirusa.
- Należy pamiętać, że mówimy o Chinach, gdzie wstydem jest się przyznać do błędów, a partia zrobi dużo, żeby pokazać, że jest bardzo skuteczna w walce z wirusem. CGTN (chiński kanał telewizyjny należący do państwowego nadawcy China Central Television - przyp. red.) pokazuje na YouTube ludzi w jednoosobowych salach szpitalnych. To oddaje, jaki jest przekaz oficjalnych informacji. Jednocześnie Chińczycy to w większości bardzo prości ludzie, którzy wierzą w chińską medycynę naturalną - podkreśla Polak mieszkający w Shenzhen.
Pan Sebastian wspólnie z żoną korzystając z okresu świątecznego wyjechał na urlop do innego kraju. Kiedy wrócą? To zależy w dużej mierze od rozwoju wypadków na miejscu. Nie są odosobnieni.
- Od kilku Polaków słyszeliśmy, że albo opuszczają Chiny, albo nie wracają do Chin z wakacji – opowiada.
Przeczytaj także: Koronawirus z Chin. GiS przygotowuje się na pierwsze zarażenia w Polsce. W gotowości jest 10 szpitali
2. Miasta-widma
Puste ulice, puste środki komunikacji publicznej... Od kilku dni to jakby inny kraj. Najbardziej zwracają uwagę brak tłumów i cisza.
- Wcześniej nie za bardzo odczuwaliśmy, że coś się dzieje, z wyjątkiem informacji o wzrastającej liczbie osób, które zaraziły się wirusem. Maseczki można dostać w prawie każdym sklepie i na miejskich bazarkach. Z każdym dniem widać coraz więcej osób chodzących w maskach i jednocześnie coraz mniej osób na ulicach - takie refleksje na temat sytuacji na miejscu ma Paulina Konefał, która akurat w tym newralgicznym czasie miała zaplanowaną podróż po Chinach. Nowy Rok Chiński zamierzała spędzić w Szanghaju.
- Byłam w Szanghaju jeszcze 4 dni temu. Zatrzymaliśmy się z myślą, że zwiedzimy miasto, niestety nie udało się. Wszystkie atrakcje turystyczne zaczęli zamykać z powodu rosnącej epidemii. Miały być obchody Nowego Roku, ale niestety nic się nie odbyło, można było wejść jedynie na stare miasto i popatrzeć na dekoracje - opowiada turystka.
Paulina wspólnie z partnerem odwiedziła już kilkanaście miejsc w różnych częściach kraju, z większości z nich płyną podobne obserwacje. Widać strach w oczach mieszkańców, wielu z nich zostaje w domach.
Zdarzają się też przypadki osób, które kompletnie ignorują zalecenia związane z ryzykiem przenoszenia choroby.
- Kiedy wracaliśmy z małej rybackiej wioski ulokowanej na wyspie na Morzu Wschodniochińskim, widzieliśmy program telewizyjny, w którym pokazywali, że są robione pomiary temperatury przy wejściach lub wyjściach z różnych środków transportu, jak metro, autobusy, kolej, lecz nic takiego nie miało miejsca w większości miejsc, które odwiedziliśmy. Pierwsze spotkanie z tym mieliśmy dopiero w Szanghaju przy wejściu na dworzec autobusowy, drugie w Huangshan przy wyjściu z dworca kolejowego. Dodatkowo, gdy byliśmy jeszcze na promie z Szanghaju w stronę wyspy załoga statku dostała do założenia maseczki ochronne, założyli na chwilę, po czym je zdjęli. Wracając z wyspy trafiliśmy na tę samą załogę i znów powtórzyła się historia. Zakładali maseczki tylko wtedy, gdy prom miał przystanek i odbierał ludzi - wspomina pani Paulina.
Przyznaje, że nie spodziewała się takich atrakcji, a chwilami czuje się tu jak w labiryncie. Ze względu na zagrożenie postanowiła wspólnie z partnerem opuścić Chiny i przedostać się do Wietnamu.
- Z Huangshan chcieliśmy się udać busem do Tangkou, gdzie mieliśmy od dawna zarezerwowany hotel. Niestety zostaliśmy cofnięci, okazało się, że żadne busy nie kursują i że również nasz hotel odwołał rezerwację - opowiada turystka.
W Huangshan też nie ma teraz szans na wynajęcie noclegu. Miejsce wygląda jak miasto-widmo. Wszystko jest pozamakane, a na ulicach można spotkać tylko pojedyncze osoby.
- Postanowiliśmy zgodnie, że czas opuścić Chiny i kontynuować podróż w następnym kraju, dopóki nie zostaliśmy zamknięci w jakimś mieście czy prowincji i dopóki nie jesteśmy zarażeni - dodaje Paulina Konefał.
- Jestem teraz w Nannjing, 200 km do granicy z Wietnamem i zostanę tu kilka dni aż dostanę wizę. Większość sklepów, restauracji i innych miejsc jest zamknięta, miasto wygląda na prawie wymarłe, nawet tutaj wszyscy chowają się w domach - relacjonuje turystka.
Przeczytaj także: Adam Strycharczuk z kanału "Na Pełnej" wrócił z Chin, gdzie szaleje koronawirus. Zwycięzca "Twoja twarz brzmi znajomo" opowiada o toczącej się tam walce z wirusem
3. Stolica podwyższonego ryzyka. Jak w Pekinie walczą z koronawirusem?
W Pekinie sytuacja wygląda podobnie. Obowiązują szczególne środki ostrożności, a mieszkańcy są lekko przerażeni, tym co czeka ich w najbliższych tygodniach.
Pekin został objęty kwarantanną, wprowadzono kontrole, zabroniono transportu międzymiastowego, zamknięto siedzibę rządu oraz różne atrakcje turystyczne: parki, muzea, kluby oraz restauracje. Przy wejściu do metra odbywają się kontrole temperatury, a bez maseczki nikt nie jest wpuszczany do metra czy autobusu - relacjonuje Agata Kowalczyk, która mieszka w jednym z akademików należących do Uniwersytetu Nauk i Technologii.
- Szkoła opisała nam sytuację jako niezbyt ciekawą, a wręcz przerażająca. Od wtorku (27.01.) mamy zakaz wychodzenia poza granice kampusu, nikt nie może dostać się do środka, nikt nie może wyjść. Od tygodnia zabronione jest też zamawianie jedzenia - opowiada studentka.
Oficjalnie mówi się, że w Pekinie do tej pory zostało zarażone 72 osoby, a wielu zostało objętych kwarantanną. Agata wyjaśnia, że dzięki takim restrykcyjnym środkom ostrożności czuje się w miarę bezpieczna.
- Jest zakaz podróżowania do innych krajów, do innych miast, a nawet nie można się przemieszczać po Pekinie. Wytyczne dotyczą studentów i nauczycieli. Ci, którzy wrócili do swojego rodzinnego kraju, mają zakaz powrotu do Chin, dopóki szkoła nie wyda im pozwolenia na przylot, a takowe będzie z początkiem semestru, który został przesunięty w czasie na nieznaną nam datę - opowiada Agata.
4. Koronawirus sparaliżował Chiny. W oczach mieszkańców widać strach
Każda prowincja i każde duże miasto niezależnie wprowadza obostrzenia. W Zhengzhou, kilkunastomilionowej metropolii w prowincji Henan, też widać pustki na ulicach, jak opowiada mieszkający tam Adam Wieniawa Narkiewicz.
- Ludzie zostali w domach, co potęguje jeszcze bardziej atmosferę niepokoju. Do tego pojawiają się komunikaty o przesunięciu rozpoczęcia nowego semestru w przedszkolach, szkołach i na uniwersytecie - relacjonuje pan Adam.
Jak to wygląda na miejscu doskonale widać na jego fotografiach.
W Zhengzhou na dworcach, w metrze i na lotniskach kontrolerzy w specjalnych kombinezonach sprawdzają temperaturę ciała pasażerów.
- Również przy wejściu na osiedle przy bramie ochrona sprawdza temperaturę. Administracja osiedla, na którym mieszkam zleciła spryskanie wszystkiego, z wyjątkiem mieszkań, jakimiś chemikaliami – opowiada pan Adam.
Im większa metropolia, tym skuteczniej egzekwuje zalecane środki ostrożności. Noszenie maseczki, regularne mycie rąk oraz ograniczenie spożycia mięsa - to ogólne zalecenia, które dostali mieszkańcy.
- Mam wrażenie, że robione jest wszystko, by zminimalizować rozprzestrzenianie się wirusa - opowiada Adam Wieniawa Narkiewicz. - Osobiście nie odczuwam strachu. A czy koronawirus będzie tak groźny jak SARS, to się okaże – dodaje.
Zobacz także: Koronawirus z Chin. Australijczycy stworzą szczepionkę przeciwko chorobie
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Rekomendowane przez naszych ekspertów
Potrzebujesz konsultacji z lekarzem, e-zwolnienia lub e-recepty? Wejdź na abcZdrowie Znajdź Lekarza i umów wizytę stacjonarną u specjalistów z całej Polski lub teleporadę od ręki.