Trwa ładowanie...

Dramat w onkologii. Prof. Mróz: W najgorszym momencie zamiast 200 łóżek mieliśmy tylko 15

Avatar placeholder
21.05.2021 17:52
Dramat w onkologii. Prof. Mróz: W najgorszym momencie zamiast 200 łóżek mieliśmy tylko 15
Dramat w onkologii. Prof. Mróz: W najgorszym momencie zamiast 200 łóżek mieliśmy tylko 15 (Getty Images)

Koronawirus zbiera swoje żniwo. Nie chodzi tylko o osoby, które zmarły z powodu COVID-19 lub zmagają się z długofalowymi skutkami tej choroby. Teraz onkolodzy mówią o "nieprawdopodobnej fali nowotworów", którą spowodowała pandemia SARS-CoV-2. Wielu pacjentom lekarze nie będą w stanie pomóc.

spis treści

1. Wstrząsający apel onkologów

- Jesteśmy w sytuacji, w której nigdy nie byliśmy. Jesteśmy na granicy wydolności - powiedział kilka dni temu prof. Piotr Wysocki, kierownik Oddziału Klinicznego Onkologii ze Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie. - Mamy nieprawdopodobnie duży przyrost liczby chorych, którymi musimy się zaopiekować - podkreślił.

W rozmowie z WP abcZdrowie prof. Wysocki wyjaśnił, że do jego placówki zgłasza się coraz większa liczba pacjentów z zaawansowanymi, nieoperacyjnymi nowotworami.

Zobacz film: "Wojciech Konieczny o wygaszaniu covidowych szpitali"
Wstrząsający apel onkologów. Przybywa pacjentów z zaawansowanym rakiem
Wstrząsający apel onkologów. Przybywa pacjentów z zaawansowanym rakiem (Getty Images)

- W ubiegłym roku w Polsce rozpoznano o 20 proc. mniej chorób nowotworowych. Niestety, nie jest to sukces zdrowotny, chorych na raka nie zrobiło się nagle mniej. Po prostu te osoby nie zostały zdiagnozowane - wyjaśnia prof. Wysocki. - Często też są to pacjenci, którzy na wiele miesięcy zostali pozostawieni bez opieki, ponieważ ich placówki przekształcono albo personel się rozchorował. Choroba nowotworowa bez kontroli postępowała dalej. Teraz ci pacjenci mają potwierdzone przerzuty, a rak stanowi zagrożenie dla życia - dodaje.

Jak szacuje ekspert, w tym roku szpitale onkologiczne mogą mieć nawet 40 tys. "nadmiarowych" pacjentów. Przykładowo w klinice prof. Wysockiego w ciągu ostatnich tygodni liczba nowych pacjentów kwalifikujących się do natychmiastowej chemioterapii wzrosła aż czterokrotnie.

- Obecnie w przypadku pacjentów pilnych do leczenia czas oczekiwania na rozpoczęcie terapii wynosi 3-4 tygodnie. Pacjenci, którzy wymagają podania chemioterapii po operacji, czekają powyżej 3 miesięcy. W przypadku osób z nieuleczalnym rakiem, które wymagają chemioterapii paliatywnej, czas oczekiwania wynosi nawet 3 miesiące. W normalnych warunkach i zgodnie ze standardami, wszystkie te terminy powinny być co najmniej dwukrotnie krótsze - podkreśla prof. Wysocki.

Zdaniem eksperta skutki pandemii koronawirusa mogą być odczuwalne jeszcze przez następne lata.

- Nie wiemy, na ile system jest obecnie wydolny i czy wykryje wszystkich chorych z tego i zeszłego roku. Może się okazać, że nie wszyscy pacjenci zostaną w całości objęci opieką diagnostyczną i medyczną, a to będzie utrudniać funkcjonowanie placówek w kolejnych latach. Największym jednak problemem jest to, że ci chorzy, którzy za późno zostali zdiagnozowani, mają znacznie mniejsze szanse na wyleczenie raka. Bardzo prawdopodobne jest, że gwałtownie wzrośnie liczba pacjentów, którzy będą wymagać przewlekłego leczenia onkologicznego. To spowoduje ogromne obciążenie dla systemu zdrowotnego - mówi prof. Wysocki.

2. Najgorzej jest z nowotworami płuc

- Ta sytuacja nie jest dla nas zaskoczeniem. Mieliśmy świadomość tego, że skoro na początku pandemii była mniejsza liczba pacjentów, to w efekcie później pojawi się ich więcej - mówi w rozmowie z WP abcZdrowie dr hab. Adam Maciejczyk, dyrektor Dolnośląskiego Centrum Onkologii, kierownik Kliniki Radioterapii Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu oraz prezes Polskiego Towarzystwa Onkologicznego.

Jak wyjaśnia, "blokady" w onkologii pojawiły się, ponieważ część szpitali wielospecjalistycznych została przekształcona na covidove.

- Siłą rzeczy przyjmowanie pacjentów onkologicznych w tych palcówkach spadło. Teraz te szpitale powoli wracają do standardowego trybu pracy, ale często mają problem ze skompletowaniem zespołów, ponieważ w czasie zawieszenia oddziałów onkologicznych część specjalistów przeniosła się do innych placówek. Brakuje też anestezjologów, niezbędnych do wznowienia operacji w pełnym wymiarze. Są oni wciąż zajęci na OIOM-ach z pacjentami z COVID-19. Oprócz tego kondycja psychiczna i fizyczna personelu medycznego uległa pogorszeniu zarówno w wyniku przemęczenia, jak i w wielu przypadkach przebytego zakażenia koronawirusem - mówi dr Maciejczyk.

W trudnej sytuacji znalazły się kobiety z rakiem piersi, ponieważ przez pierwsze miesiące pandemii wszystkie badania diagnostyczne były odwoływane. - Dopiero teraz tę kolejkę wyrównujemy. Na szczęście u pacjentek, które do nas trafiają, na razie nie widzimy wzrostu zachorowań na raka piersi w ciężkim stadium - mówi ekspert.

Najbardziej dramatyczne jest położenie osób z rakiem wątroby oraz płuc.

- W Polsce jest tradycja, że raka wątroby leczy się na oddziałach zakaźnych, ponieważ zazwyczaj wywołuje go wirus HCV. Z kolei rak płuc jest leczony na oddziałach pulmonologicznych. Podczas pandemii oba rodzaje tych oddziałów były przekształcane w covidowe. To przyczyniło się do tego, że w dwóch grupach chorych jest najbardziej zauważalny wzrost zaawansowanych przypadków raka. Przykładowo - jeśli wcześniej 60 proc. chorych na raka płuc zgłaszało się w 3-4 stadium choroby, to obecnie jest to aż 73 proc. Innymi słowy, już wcześniej był dramat, ale pandemia znacznie pogorszyła sytuację - podkreśla dr hab. Maciejczyk.

3. Szpitale stoją puste, a pacjenci umierają

- Mogę się podpisać pod słowami prof. Wysockiego. Sytuacja faktycznie jest dramatyczna - mówi pulmonolog prof. Robert M. Mróz, koordynator Centrum Diagnostyki i Leczenia Raka Płuca US w Białymstoku.

Jak wyjaśnia profesor, podczas drugiej fali epidemii koronawirusa, decyzją wojewody wszystkie podlaskie szpitale z oddziałami pulmonologicznymi zostały "zacovidowane".

- Nikt nas nie pytał o zdanie. Przyszło rozporządzenie i musieliśmy przekształcić nasz oddział, czyli dwie kliniki chorób płuc na covidowy. Jednak nie mogłem się z taką sytuacją pogodzić i zaproponowałem dyrekcji, że część personelu przeniesiemy do drugiej lokalizacji, gdzie stworzymy tymczasowy oddział dla niezakażonych pacjentów. Z tym że w najgorszym momencie dysponowaliśmy tylko 15 łóżkami, kiedy przed pandemią było ich 200 i w większości były przeznaczone do diagnozowania raka płuc - mówi prof. Mróz.

Jak wyjaśnia ekspert, problem zaczął się od braku dostępu do lekarzy pierwszego kontaktu.

- Podczas teleporady nie da się zdiagnozować nowotworu. Przykładowo, rak płuca może przybiegać jako infekcja układu oddechowego. Więc pacjenci byli leczeni antybiotykami, zamiast otrzymać skierowanie na badanie. Wszystko odwlekało się w czasie, aż w sierpniu zaczęliśmy obserwować zwiększony potok pacjentów. Problem polega na tym, że te osoby miały raka w zaawansowanych stadiach, w których zabieg operacyjny nie jest możliwy. Niestety, tylko operacja daje szanse na pełne wyleczenie. Pozostałe metody służą wydłużaniu lub poprawie jakości życia pacjenta - wyjaśnia prof. Mróz.

W ciągu pół roku guz w płucach może przekształcić się z operacyjnego w nieoperacyjny. - Przed epidemią operowaliśmy ok. kilkunastu procent wszystkich pacjentów. Dzisiaj do takiego leczenia kwalifikujemy zaledwie kilkanaście osób rocznie. To jest przerażające - podreśla prof. Mróz.

Obecnie klinika profesora powoli zwiększa liczbę łóżek dla innych pacjentów, ale duża część miejsc wciąż musi pozostać zacovidowana. To powoduje, że aktualnie na przyjęcie do kliniki pacjenci muszą czekać co najmniej miesiąc.

- Mamy piękny i nowy szpital pulmonologiczny, który został przekształcony na covidowy. Obecnie stoi praktycznie pusty, ponieważ obłożenie w tych szpitalach jest na poziomie 20 proc. Niestety, wszystko wskazuje na to, że placówka będzie tak funkcjonować aż do jesieni. Będziemy więc czekać na potencjalną czwartą falę zakażeń, która może się nie zdarzyć, zamiast wykorzystać te łóżka do diagnostyki i leczenia innych chorób, których nie wolno odkładać w czasie. Można byłoby wykorzystać ten system tak, aby w miarę potrzeb szybko przekształcać łóżka z normalnych w covidowe i na odwrót. Ale teraz szpitale będą stały puste, a ludzie będą umierać - nie przebiera w słowach prof. Mróz.

Kolejnym problemem, z którym zmagają się szpitale, jest migracja personelu do szpitali covidowych.

- W tych placówkach jest oferowane podwójne uposażenie. Jest to atrakcyjne, bo personel jest już zaszczepiony, czuje się bezpiecznie, a oprócz tego obecnie nie ma tam zbyt dużo pracy. Więc pielęgniarki oraz personel średni wolą odchodzić od nas choćby do jesieni, żeby zarobić 2-3 razy więcej, przy tym nie wykonując ciężkiej pracy. Kiedy u nas przy tak dużym napływie pacjentów musimy pracować ze zdwojonym obciążeniem - wyjaśnia prof. Mróz.

4. "Wszystko zależy od placówki"

Jak podkreśla dr hab. Adam Maciejczyk, jeszcze przed pandemią w Polsce były kolejki do onkologów, ale teraz czas oczekiwania na wizytę do specjalisty wydłużył się o ok. 10 proc.

- Sytuacja w polskiej onkologii jest bardzo zróżnicowana i zależy od rodzaju nowotworu oraz struktury organizacyjnej samego szpitala, a nawet całego województwa. Są placówki, które po przekształceniu się w covidowe sprawnie przekazywały nam swoich pacjentów. Stworzyliśmy specjalną szybką ścieżkę, aby ułatwić tę procedurę. Ale były też szpitale, które zwlekały z przekierowaniem pacjentów, ponieważ nie chciały ograniczać kontraktów z NFZ-tem. Dlatego tak bardzo potrzebna jest Krajowa Sieć Onkologiczna, która wprowadzi obowiązek wymiany informacji o pacjentach - podkreśla dr hab. Maciejczyk.

Jak opowiada ekspert, kiedy w Polsce wybuchła epidemia koronawirusa, w ramach pilotażu Krajowej Sieci Onkologicznej, która jest obecnie testowana w woj. dolnośląskim, uruchomiono wojewódzką infolinię. Pacjenci onkologiczni mają do dyspozycji jeden numer telefonu, pod którym mogą umówić się na wizytę u specjalisty w jednym z kilkunastu ośrodków na terenie województwa.

- To zdało egzamin, pomimo że Dolny Śląsk przez całą pandemię miał wysoką liczbę zakażeń koronawirusem. Na bieżąco mieliśmy informacje o wszystkich wolnych terminach w różnych placówkach i byliśmy w stanie szybciej skierować pacjentów na badania lub konsultację. Wkrótce na infolinię zaczęli dzwonić również pacjenci z innych województw. Pewne jest, że bez koordynacji, którą zapewnił nam pilotaż sieci onkologicznej, sytuacja pacjentów onkologicznych byłaby znacznie trudniejsza - mówi dr Maciejczyk.

Takie infolinie zostały stworzone także w woj. świętokrzyskim, pomorskim oraz podlaskim. W przyszłym roku mają powstać w całym kraju.

Co jednak mają robić pacjenci z innych województw, którzy mają postawioną diagnozę albo dopiero muszą wykonać badania, a nie mogą umówić się wizytę? - Na pewno nie mogą czekać na odległe terminy - podkreśla dr Maciejczyk.

- Radziłbym znaleźć listę onkologicznych placówek i po prostu po kolei je obdzwaniać, aż gdzieś znajdzie się wolny termin. Jeśli to nie da efektu, warto próbować w innych województwach - zaleca dr Adam Maciejczyk.

Zobacz także: Koronawirus. Bezobjawowi zakażeni też mają uszkodzone płuca? Prof. Robert Mróz tłumaczy skąd się bierze obraz "mlecznego szkła"

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Rekomendowane przez naszych ekspertów

Skorzystaj z usług medycznych bez kolejek. Umów wizytę u specjalisty z e-receptą i e-zwolnieniem lub badanie na abcZdrowie Znajdź lekarza.

Polecane dla Ciebie
Pomocni lekarze