Trwa ładowanie...

Koronawirus w Polsce. Skąd tak duża liczba zgonów? Ukryte ofiary COVID-19

Od początku epidemii w Polsce zmarło ponad 35 tys. zakażonych koronawirusem
Od początku epidemii w Polsce zmarło ponad 35 tys. zakażonych koronawirusem (Getty Images)

Tragiczny bilans epidemii. Tak dużo zgonów nie było w Polsce od czasów II wojny światowej. W ciągu ubiegłego roku zmarło aż o 76 tys. osób więcej w porównaniu z 2019 r. Lekarz Bartosz Fiałek ostrzega przed kolejną falą zachorowań, jeśli nie utrzymamy dotychczasowym obostrzeń, czeka nas armagedon.

spis treści

1. Liczba śmiertelnych ofiar pandemii

W środę 27 stycznia resort zdrowia opublikował nowy raport, z którego wynika, że w ciągu ostatniej doby 6 789 osób otrzymało pozytywny wynik testów laboratoryjnych w kierunku SARS-CoV-2. Z powodu COVID-19 zmarło 389 zakażonych.

Zgodnie z oficjalnymi rejestrami od początku epidemii było w Polsce 35 665 śmiertelnych ofiar koronawiusa, większość to zgony z powodu współistnienia COVID z innymi chorobami.

Zobacz film: "Prof. Joanna Zajkowska o szczepionce Sputnik. Czy powinna być w Polsce?"

Z Rejestru Stanu Cywilnego wynika, że w ciągu całego 2020 r. zmarło ponad 485 tys. osób, dla porównania rok wcześniej - 409 tys. To różnica o 76 tys. osób. W samym grudniu zmarło o 17,2 tys. więcej osób, w porównaniu do analogicznego okresu 2019 r.

Eksperci nie mają wątpliwości, że świadczy to wprost o tym, o czym mówili od dawna: rzeczywista liczba zakażeń koronawirusem i zgonów raportowanych każdego dnia, jest wyraźnie niedoszacowana. Brak testu potwierdzającego zakażenie powoduje, że chorzy, mimo ewidentnych objawów świadczących o COVID-19, nie są uwzględniani w rejestrach.

"Absolutna większość nadmiarowych zgonów w 2020 r. przypada na ostatni kwartał, czyli pokrywa się w 100 proc. z falą pandemiczną, co potwierdza, że to są przede wszystkim potwierdzone i niezdiagnozowane zgony covidowe. Przez pierwsze 2 kwartały było, jak w poprzednich latach" - podkreśla na Twitterze dr Paweł Grzesiowski, wakcynolog, pediatra i ekspert ds. walki z COVID-19 Naczelnej Rady Lekarskiej.

2. Ukryte ofiary pandemii

Lekarze od dawna bili na alarm i ostrzegali, że pośrednich ofiar pandemii będzie więcej.

COVID zbiera swoje żniwo również wśród ozdrowieńców - osób, które teoretycznie pokonały wirusa. Niedawne badania Brytyjczyków wykazały, że w ciągu pięciu miesięcy po wyzdrowieniu 30 proc. pacjentów hospitalizowanych z powodu COVID-19 wraca do szpitala, a jedna osoba na osiem umiera z powodu powikłań po przejściu infekcji. Dodatkowo pandemia doprowadziła do pogłębienia istniejących chorób przewlekłych: odwoływanie planowych wizyt, przekładanie terminów operacji, utrudniony dostęp do lekarzy i diagnostyki - to tylko niektóre z długiej liczby problemów, z którymi musieli się mierzyć pacjenci.

- Na pewno część z tej wysokiej liczby zgonów to osoby zakażone, którym nie wykonano testu z powodu tego, że albo za późno trafili do szpitala, albo umierali w domu. To są też pośrednie ofiary COVID-19, który poza tym, że sam zabija, to dodatkowo doprowadził do skrajnej niewydolności polskiego systemu opieki zdrowotnej. Mówiąc wprost, z powodu przeładowania ludzie z innymi ostrymi i przewlekłymi schorzeniami mieli problem, żeby dostać się do lekarza, najczęściej trafiali w tak zaawansowanym stadium, że nie można ich było uratować - przyznaje Bartosz Fiałek, specjalista w dziedzinie reumatologii, Przewodniczący Regionu Kujawsko-Pomorskiego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy.

- To też wynika z samego podejścia pacjentów, ponieważ część ludzi z powodu obaw przed zakażeniem odwlekało wizyty. Pacjenci wielokrotnie odmawiali hospitalizacji, spotykało mnie to na SOR-ze, a jeszcze częściej na reumatologii, gdzie pacjenci mówi wprost: "Boję się panie doktorze, ja nie chcę teraz kłaść się do szpitala" - opowiada Fiałek.

Lekarz przyznaje, że w ostatnich tygodniach sytuacja w szpitalach nieco się uspokoiła.

- W szpitalach jest trochę lepiej. Nie jest tak, że mamy pełno wolnych miejsc. Zdarza się, że pacjenci nadal muszą oczekiwać w szpitalnym oddziale ratunkowym, aby zostać przyjętym na oddział covidowy, ale nie jest to tak nagminne, jak to było na przełomie października i listopada. Pamiętamy te sznury karetek przed szpitalami. Pamiętam, że kiedy miałem 31 października pierwszym dyżur w nowym szpitalu, z 30 pacjentów połowa to byli chorzy z potwierdzonym zakażeniem SARS-CoV-2. Teraz jest zdecydowanie łagodniej, ale wiemy doskonale z modeli matematycznych, że ta sytuacja może się w ciągu 4-6 tygodni zaostrzyć i możemy mieć do czynienia z kolejną falą - ostrzega Bartosz Fiałek.

3. "Nasza ochrona zdrowia nie wytrzyma takiego rozwoju pandemii"

Zdaniem lekarza najbliższe miesiące nie przyniosą lepszych danych, wprost przeciwnie. Doktor Fiałek mówi o modelu matematycznym rozprzestrzeniania się tzw. brytyjskiego wariantu koronawirusa, opracowanym przez kanadyjskich naukowców z Simon Fraser University. Zgodnie z nim przy braku odpowiedniej reakcji za miesiąc może nas czekać prawdziwy armagedon.

Model rozprzestrzeniania się brytyjskiego wariantu koronawirusa opracowany przez naukowców z Simon Fraser University
Model rozprzestrzeniania się brytyjskiego wariantu koronawirusa opracowany przez naukowców z Simon Fraser University (FB/Lekarz Bartosz Fiałek)

- Jeżeli będzie taki skrajny wzrost nowych potwierdzonych zakażeń, jak to wynika z symulacji opracowanych przez Kanadyjczyków, to myślę, że w ciągu 7-14 dni będziemy sparaliżowani, tak że karetki będą czekały w zdecydowanie większych korkach, niż podczas fali jesiennej. A wtedy sytuacja była już dramatyczna. To oznaczałoby też dużo większą liczbę zgonów, nie dlatego, że ten wariant jest znacznie bardziej śmiertelny, ale z powodu sparaliżowania ochrony zdrowia. Jeżeli teraz balansujemy na granicy wydolności, to patrząc na ten wykres i zaznaczony kolorem czerwonym pik w marcu, jesteśmy w stanie sobie wyobrazić, co działoby się w szpitalach - podkreśla lekarz.

Lekarz przypomina, że zgodnie z dotychczasowymi obserwacjami wariant brytyjski (B1.1.7.) jest o 40, a nawet 70 proc. bardziej zakaźny niż standardowa forma SARS-CoV-2, wynika to z mutacji.

- Widzimy doskonale, że w całej Europie są przedłużane restrykcje. W Irlandii przedłużono lockdown, kolejne kraje się zamykają, zamyka się Kalifornia - największy stan w USA. To daje do myślenia. Wiemy, że wariant brytyjski jest obecny m.in. we Francji i w Niemczech. Kilka tygodni temu dotarłem do informacji słowackiego ministra zdrowia, który potwierdził, że w okolicach 100 km od granicy z Polską również wykryto ten nowy wariant, także wydaje się, że on już wcześniej pojawił się u nas i na pewno nie jest to jeden przypadek.

- Szczepienia ochronne idą tak wolno, że nie możemy liczyć, że to one ograniczą transmisję nowego wariantu koronawirusa. Jedyne, co możemy teraz zrobić, to poddać się obowiązującym restrykcjom, nie otwierać się za szybko i stosować się do zasad sanitarno-epidemiologicznych: maseczki, dystans, dezynfekcja. Inaczej, jeżeli ten wariant zadomowi się w naszym środowisku to mamy pewną katastrofę. Nasza ochrona zdrowia nie wytrzyma takiego rozwoju pandemii - alarmuje Fiałek.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Rekomendowane przez naszych ekspertów

Nie czekaj na wizytę u lekarza. Skorzystaj z konsultacji u specjalistów z całej Polski już dziś na abcZdrowie Znajdź lekarza.

Polecane dla Ciebie
Pomocni lekarze