Zmienił się przebieg COVID-19 u pacjentów w Polsce. Czy to dowód na obecność wariantu brytyjskiego?
- W tej chwili mamy ogniska, które się szerzą bardzo szybko i chorują praktycznie wszyscy z kontaktu. Mało tego lekarze ze szpitali zgłaszają więcej pacjentów z reinfekcjami i to wczesnymi: po dwóch miesiącach - mówi dr Paweł Grzesiowski, ekspert Naczelnej Rady Lekarskiej ds. walki z COVID-19. To może świadczyć o obecności nowych wariantantów koronawirusa w Polsce.
1. Dr Grzesiowski: dane są niedoszacowane przynajmniej dwukrotnie
Nikt nie ma wątpliwości, że sytuacja w Polsce od wielu tygodni, zwłaszcza na tle innych państw Europy, wygląda dość stabilnie, a przynajmniej na tyle, że coraz częściej słychać głosy o znoszeniu obostrzeń. Dr Paweł Grzesiowski studzi optymizm i ostrzega przed radykalnymi działaniami. Jego zdaniem nie odrobiliśmy lekcji z ubiegłego roku, kiedy przedwcześnie ogłoszono koniec pandemii.
- Mamy stabilizację, ale nie jest ona na takim poziomie, jak w marcu. To tak jakbyśmy mówili, że w marcu mieliśmy sztorm, a teraz mamy tsunami, którego fala nieco się obniżyła. Mówienie o tym, że jesteśmy na poziomie wychodzenia z lockdownu jest bardzo ryzykowne. W każdej chwili może wystrzelić nowa fala, czego się spodziewamy w ciągu trzech miesięcy od odblokowania gospodarki, ale to będzie zależało od sposobu tego otwierania, od tego, czy np. szkoły również zostaną w pełni uruchomione - tłumaczył podczas webinarium dr Paweł Grzesiowski pediatra, wakcynolog, ekspert Naczelnej Rady Lekarskiej ds. walki z COVID-19.
Liczba zakażeń utrzymuje się na zbliżonym poziomie. Jednak zdaniem dr. Pawła Grzesiowskiego nadal mamy do czynienia z danymi nieoddającymi rzeczywistej skali zachorowań.
- Przy średniej śmiertelności na poziomie 300 osób na dobę, zachorowalność musi sięgać ok. 15 tys. osób, a u nas to jest 8 tys., czyli mamy nawet dwukrotne niedoszacowanie liczby zachorowań. Potwierdzają to również dane ze szpitali i użycia respiratorów, gdzie ta liczba chorych nie zmniejszyła się w zasadzie od dwóch miesięcy - wyjaśnia lekarz.
Kolejnym problemem jest większy współczynnik śmiertelności. Widać, że do października umieralność była na poziomie z poprzednich lat.
- Ogłoszono już oficjalne dane, które mówią o ok. 75 tys. więcej zgonów za ubiegły rok, to jest ok. 20 proc. wszystkich zgonów. To przypada na czwarty kwartał roku, czyli na tę wysoką falę pandemiczną i utrzymuje się w pierwszych tygodniach stycznia. Mamy ewidentną korelację między łączną liczbą zgonów a falą pandemiczną - zaznacza lekarz.
Wiele z tych osób to pośrednie ofiary pandemii, które były zdiagnozowane zbyt późno, lub miały utrudniony dostęp do badań i lekarzy. Oficjalne statystyki ujmują tylko chorujących na COVID z potwierdzonym laboratoryjnie testem w kierunku zakażenia. Najwyższa śmiertelność w tej grupie jest u pacjentów, którzy wymagają podłączenia do respiratora.
- Ok. 10 proc. chorych na COVID wymaga hospitalizacji, a wśród pacjentów hospitalizowanych śmiertelność jest dużo wyższa ok. 15-20 proc. W przypadku respiratora ta śmiertelność jest nawet na poziomie 80 proc. Dlaczego? W tej trzeciej fazie choroby rozwija się wielonarządowa niewydolność na skutek wykrzepiania wewnątrznaczyniowego i powoduje to nieodwracalne uszkodzenie wielu narządów. My widzimy tych pacjentów, którzy mimo pełnej respiratoroterapii, tlenu, nawet ECMO nie są w stanie przeżyć, z racji stopnia uszkodzenia płuc - tłumaczy dr Grzesiowski.
2. Zmiany w przebiegu COVID-19. Czy to sygnały, że mamy do czynienia z nowymi wariantami ?
Ekspert ds. walki z COVID-19 Naczelnej Rady Lekarskiej mówi, że również w Polsce widać zmiany w przebiegu choroby u pacjentów, pewne objawy są obserwowane częściej.
- Zauważamy przede wszystkim częstsze objawy neurologiczne u chorujących na COVID-19, czyli objawy idące w kierunku zaburzeń funkcji mózgu, jak również objawy kardiologiczne, głównie zapalenie mięśnia sercowego.
Oficjalne dane mówią o dwóch przypadkach zakażenia nowym wariantem koronawirusa. Ile jest rzeczywiście takich osób - nie wiadomo. Mamy szczątkowe informacje na ten temat, bo do tej pory nie funkcjonował systemu, który by to monitorował.
- Mamy poczucie, że wariant brytyjski jest już z nami. Widzimy, że zakażenie rozwija się bardzo szybko i chorują wszyscy. Tak jak kiedyś mieliśmy sytuację, że po ekspozycji na wirusa chorowała co 10., co 5. osoba, tak w tej chwili mamy ogniska, które się szerzą bardzo szybko i chorują praktycznie wszyscy z kontaktu. Mało tego, lekarze ze szpitali zgłaszają więcej pacjentów z reinfekcjami i to wczesnymi: widzimy, że po dwóch miesiącach te osoby chorują ponownie. To też może być dowód na obecność tych innych wariantów koronawirusa - przyznaje dr Grzesiowski.
Ekspert przyznaje, że sam proces mutowania jest zjawiskiem zupełnie naturalnym. Największy niepokój budzi to, czy nowe warianty nie będą się wymykały naszej odporności poinfekcyjnej i poszczepiennej.
- O ile wiemy, że wariant brytyjski to nie jest tzw. escape mutant, tylko mutant, który tylko szybciej zakaża, to gorzej to wygląda w przypadku innych wariantów. Warianty południowoafrykański i brazylijski mają dodatkowe dwie mutacje, które warunkują częściową odporność na nasze immunoglobuliny. To nie są warianty oporne na szczepionki ani na naszą odporność, ale są to warianty o zmniejszonej wrażliwości, czyli proces ich eliminacji przez nasze immunoglobuliny będzie dłużej trwać - wyjaśnia lekarz.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Rekomendowane przez naszych ekspertów
- Prof. Zajkowska: szczepienia mogą zatrzymać mutacje wirusa (WIDEO)
- Ostry przebieg zakażenia koronawirusem u młodych. Przyczyną mogą być tzw. ciche mutacje. Nowa teoria naukowców
- Mutacje koronawirusa. Prof. Tomasiewicz: Żyjemy w erze domysłów. Brak dowodów naukowych, że nowe wersje wirusa są bardziej niebezpieczne
Nie czekaj na wizytę u lekarza. Skorzystaj z konsultacji u specjalistów z całej Polski już dziś na abcZdrowie Znajdź lekarza.