Czworonożny Doogie Howser
Lecznicze właściwości relacji chorych ze zwierzętami znane są od dawna. Zooterapia cieszy się wzrastającą popularnością na całym świecie, także w Polsce. Okazuje się, że korzyści wynikające z kontaktu z czworonogami mogą ocierać się o prawdziwy cud.
1. Wywęszone niebezpieczeństwo
Monty, miniaturowy bulterier, trafił absolutnym przypadkiem do rodziny państwa Kellych jako dziesięciomiesięczne szczenię. Jego właściciel z powodu przeprowadzki do Hiszpanii musiał znaleźć dla niego nowych opiekunów, którymi okazali się Martin i Linda, 71-letni mieszkańcy Essex.
Psy towarzyszyły nam przez całe życie, ale obawialiśmy się, że jesteśmy zbyt starzy na kolejnego. Wystarczyło jedno spojrzenie Monty'ego, by zmienić zdanie – wspomina mężczyzna.
Pupil zaaklimatyzował się niemal od razu. Za każdym razem, kiedy Martin siadał na kanapie przed telewizorem, Monty błyskawicznie zajmował miejsce u jego boku i zaczynał intensywnie lizać go po prawej stronie szyi. Po pewnym czasie mężczyzna zauważył w tym miejscu niewielki obrzęk, jednak nie przywiązywał do tego większej wagi, uważając, że przyczyną są najprawdopodobniej jakieś zarazki zawarte w ślinie psa.
W maju 2013 roku Martin udał się do lekarza w związku z innymi problemami zdrowotnymi i przy okazji poprosił go, by rzucił okiem na zmianę. Jego zaskoczenie było ogromne, kiedy usłyszał, że w trybie natychmiastowym powinien zgłosić się do szpitala i poddać się dokładnemu badaniu laryngologicznemu. Biopsja nie pozostawiła wątpliwości. To był rak gardła. Jedynym pocieszeniem był fakt, że dzięki irytującemu zachowaniu psa guz został wykryty na wczesnym etapie rozwoju.
Miesiąc po postawieniu diagnozy odbyła się operacja usunięcia nowotworu. Na szczęście zakończyła się sukcesem. A wszystko dzięki mokremu, nieco szorstkiemu językowi Monty'ego. Nic dziwnego, że pies stał się rodzinnym bohaterem.
2. Zbawcze końskie zaloty
Swojemu ukochanemu zwierzakowi życie zawdzięcza także Helen Mason, 38-letnia mieszkanka Oxfordshire. Myrtle, bo tak wabi się jej koń, przez kilka tygodni w dziwny sposób próbował dać swojej właścicielce do zrozumienia, że jest z nią coś nie tak – notorycznie przytulał się bowiem do jej klatki piersiowej. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że zwykle trącał ją w okolicach prawej kieszeni, gdzie trzymała przysmaki. W pewnym momencie kobieta zdała sobie sprawę, że niezbyt mocne uderzenia pyskiem w jej lewą pierś wywołują u niej ból, więc zdecydowała się udać do lekarza.
Nigdy przez myśl mi nie przeszło, że mogę mieć raka. Co prawda w wieku 54 lat na nowotwór mózgu umarła moja mama, ale trwałam w przekonaniu, że mnie to nie dotyczy. Skierowano mnie na mammografię. Potem zrobiono badanie USG, a następnie aspirację igłową w celu pobrania komórek do badań laboratoryjnych.
Po usłyszeniu diagnozy świat zawalił się Helen na głowę. Nie wiedziała, w jaki sposób powie ojcu o raku piersi. Bała się, że kolejnej takiej wiadomości nie zniesie. Martwiła się także o konia, którym musiał zająć się jej przyjaciel. Odwiedzała go po każdej chemioterapii, co – jak twierdzi – dodawało jej sił do walki z chorobą, z której po szeregu zabiegów wyszła zwycięską ręką.
Obiecałam Martle, że zestarzejemy się razem – i ta obietnica pomogła mi uwierzyć, że tak właśnie się stanie - wspomina dziś z uśmiechem.
3. Koci instynkt
Susan Marsah-Armstrong, 51-letnia mieszkanka Holtwshistle od 12. roku życia cierpi na cukrzycę typu pierwszego. Dwa razy dziennie musi wstrzykiwać sobie insulinę oraz kontrolować poziom cukru we krwi. Jego spadek Susan wyczuwa od razu – pojawiają się nieprzyjemne zawroty głowy, potliwość, a nawet zaburzenia świadomości. W takiej sytuacji wybawieniem może być zjedzenie zwykłego ciastka, dlatego kobieta zawsze starała się mieć przy sobie coś słodkiego.
Tego dnia, cztery lata temu, tuż przed Bożym Narodzeniem, pochłonięta przedświątecznymi zakupami, całkowicie zapomniała o wieczornym sprawdzeniu poziomu cukru. Zajęta bieganiem po sklepach nie miała czasu na zjedzenie porządnego posiłku, ale zmęczenie odebrało jej apetyt. Zasnęła u boku swojego męża Kevina zaraz po przyłożeniu głowy do poduszki. Nad kobietą czuwała jednak Charley – kotka, którą Susan dostała kilkanaście lat wcześniej.
Tej nocy Charley obudziła mojego męża, uderzając go łapą po twarzy, co nigdy wcześniej się nie zdarzało. Kevin próbował ją odgonić, ale ona nie dawała za wygraną. Wtedy zobaczył, że nie ma mnie w łóżku. Kotka biegała tam i z powrotem do łazienki, wyraźnie dając do zrozumienia, że chce, żeby poszedł za nią.
Kevin znalazł żonę leżącą na podłodze. Sprawdził poziom cukru we krwi, który, jak się okazało, był dramatycznie niski. Podczas gdy powinien utrzymywać się na poziomie od 5 do 8 jednostek, ledwo przekraczał zero. Susan była w stanie śpiączki cukrzycowej. Uratował ją właściwie w ostatniej chwili podany przez męża zastrzyk z glukagonu i kubek gorącej, słodkiej kawy.
Gdyby nie kocia interwencja, u Susan mogłoby dojść do poważnego uszkodzenia mózgu. Charley uratowała życie kobiecie, która – pozostając w śpiączce cukrzycowej – była o krok od śmierci.
Nie czekaj na wizytę u lekarza. Skorzystaj z konsultacji u specjalistów z całej Polski już dziś na abcZdrowie Znajdź lekarza.