Trwa ładowanie...

Przed nami fala zgonów. "Nadmiarowa umieralność to najważniejszy parametr opisujący pandemię"

Taka ostra infekcja jaką jest koronawirus to przyspieszacz procesów karcenogenezy, czy nowotworzenia. Skutki będziemy odczuwać latami
Taka ostra infekcja jaką jest koronawirus to przyspieszacz procesów karcenogenezy, czy nowotworzenia. Skutki będziemy odczuwać latami (Getty Images, Twitter)

Polska nadal jest w europejskiej czołówce pod względem nadmiarowych zgonów. Eksperci wskazują, że przyczyny są złożone, a popandemiczny dług zdrowotny będziemy spłacać latami. - Po COVID - nawet jeżeli ogłosimy, że pandemia się skończyła - nadal będziemy mieli wysyp różnych innych chorób i wysyp ciężko chorych, z których cześć umrze - mówi dr Grażyna Cholewińska-Szymańska, konsultant wojewódzka w dziedzinie chorób zakaźnych.

spis treści

1. To nie koniec fali zgonów omikronowych

Ministerstwo Zdrowia podkreśla, że mamy wyraźny spadek zakażeń, "szybko schodzimy z piątej fali". Chociaż liczba nowych zakażeń wyraźnie wyhamowała - zakażeń jest o 32 proc. mniej w porównaniu do danych z ubiegłego tygodnia, na razie nie przekłada się to na zmniejszenie liczby zgonów. Tylko w ciągu ostatniego tygodnia z powodu COVID zmarło ponad 1700 osób. Jak zauważa prof. Pyrć: dla porównania liczba zabitych w wypadkach drogowych w całym 2020 roku wyniosła 2491.

Eksperci przypominają, że na razie ta tendencja będzie się utrzymywać - bo fala hospitaliazcji i zgonów następuje zawsze z kilkutygodniowym opóźnieniem w stosunku do zakażeń.

Zobacz film: "Obowiązek szczepień medyków rodzi wiele problemów natury prawnej. Dr Cholewińska-Szymańska: Jesteśmy w sytuacji patowej"

- Przed nami jeszcze dwa, trzy tygodnie wzrostów liczby zgonów COVID-19 - prognozuje Wiesław Seweryn, analityk opracowujący szczegółowe wykresy i symulacje dotyczące sytuacji pandemicznej w Polsce. Z jego wyliczeń wynika, że statystycznie co 15. z pacjentów, którzy są hospitalizowani, trafi na oddział intensywnej terapii.

Eksperci zauważają, że podłączenia do respiratora wymaga mniej osób niż podczas poprzednich fal, za to chorzy częściej wymagają interwencji kardiologicznej albo neurologicznej.

- Najczęściej umieszczamy ich na intensywnej terapii z powodu nadostrej reakcji zapalnej, a nie samej niewydolności oddechowej, jak było wcześniej - wyjaśnia dr n. med. Grażyna Cholewińska-Szymańska, ordynator w Wojewódzkim Szpitalu Zakaźnym w Warszawie, konsultant wojewódzka w dziedzinie chorób zakaźnych dla województwa mazowieckiego.

Spada liczba hospitalizacji, ale zgony wśród zakażonych koronawirursem wciąż są na wysokim poziomie
Spada liczba hospitalizacji, ale zgony wśród zakażonych koronawirursem wciąż są na wysokim poziomie (Getty Images)

To pokazuje, że przekonanie o łagodności Omikronu jest złudne.

- W szpitalach rzeczywiście widać, że jest mniej pacjentów chorujących na COVID, ale przyczyny są złożone. Musimy pamiętać, że na tę falę przygotowano ponad 30 tys. łóżek covidowych w całym kraju, a obecnie wykorzystanych jest 17 tys., czyli część z nich stoi pusta. Rzeczywiście Omikron okazał się odmianą, która daje łagodniejszy przebieg, pacjenci rzadziej wymagają hospitalizacji, ale to dotyczy przede wszystkim osób zaszczepionych - tłumaczy dr Cholewińska-Szymańska.

Lekarka przypomina, że nie można lekceważyć zagrożenia, bo część pacjentów - zwłasza z grup ryzyka, obciążonych dodatkowymi chorobami - nadal wymaga hospitalizacji.

- Generalnie przebieg zakażenia zależy nie od samego wariantu, tylko od patomechanizmu, czyli tego, co złego w organizmie wywoła burza cytokinowa, czyli ta nadmierna reakcja immunologiczna. U jednych to spustoszenie jest niewielkie, ale z kolei w przypadku osób z dodatkowymi obciążeniami, z chorobami serca, układu oddechowego, chorobami autoimmunologicznymi, z niedoborem odporności - niezależnie od wariantu przebieg może być bardzo cieżki - zauważa ekspertka.

2. Polska w czołówce Europy pod względem nadmiarowych zgonów

Lekarze przyznają, że popandemiczny dług zdrowotny nadal rośnie, czego odzwierciedleniem jest liczba nadmiarowych zgonów. Najnowsze dane Europejskiego Urzędu Statystycznego wskazują, że w grudniu 2021 r. śmiertelność w Polsce utrzymywała się na poziomie +69 proc. To najwyższy wskaźnik w całej Unii.

Dr Cholewińska-Szymańska wyjaśnia, że przyczyny są złożone. Po pierwsze wpływa na to struktura demograficzna naszego kraju: mamy dużą liczbę osób starszych, ludzi z wielochorobowością, do tego dochodzi problem zaniedbań zdrowotnych w ciągu ostatnich lat. Kolejną przyczyną jest niewydolność systemu opieki zdrowotnej w okresie pandemii.

- Do mnie trafiają pacjenci, którzy przez ostatnie dwa lata nie byli u swojego lekarza specjalisty, a mają choroby tarczycy, serca, cukrzycę. Wszystko w pandemii ograniczyło się do teleporad głównie recepturowych, czyli lekarz nie widział pacjenta, nie badał. To spowodowało, że u wielu doszło do destabilizacji chorób przewlekłych i dysfunkcji wielonarządowej - zaznacza konsultant wojewódzka w dziedzinie chorób zakaźnych.

- Ci ludzie są mocno obciążeni i to oni będą umierać w pierwszej kolejności. Widzimy w tej chwili wysyp nowotworów, których nie uchwycono w ciągu tych dwóch lat pandemii. Trafiają do nas pacjenci z COVID, u których przypadkowo wykrywamy nowotwory w płucu albo w wątrobie, czego ci pacjenci zupełnie się nie spodziewali - alarmuje ekspertka.

3. Ekspertka: Nadal będziemy mieli wysyp ciężko chorych, z których cześć umrze

Analiza przeprowadzona przez Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego - PZH, która objęła dziesiątki milionów Polaków, wskazała, kto był najbardziej narażony na zgon. Z badań wynika, że ryzyko śmierci z różnych przyczyn jest u osób niezaszczepionych ok. trzy razy wyższe niż u zaszczepionych, a w przypadku COVID-19 - jest nawet dziewięciokrotnie wyższe. Jednocześnie autorzy pracy zaznaczają, że nie można interpretować tych wyników jako mierzących efektywność szczepionek.

"Wyniki te można traktować jako przybliżoną miarę korzyści zdrowotnej (mierzonej brakiem zgonu), jaką osiąga populacja osób zaszczepionych w porównaniu z osobami niezaszczepionymi" - wyjaśniają autorzy badań.

- Nadmiarowa umieralność to najważniejszy parametr opisujący pandemię - przyznaje w rozmowie z "Dziennikiem Gazetą Prawną" dr Grzegorz Juszczyk, dyr. Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego - Państwowego Zakładu Higieny.

Podobnego zdania jest dr Cholewińska-Szymańska. Ekspertka nie ma wątpliwości, że wysoka umieralność jako skutek pandemii utrzyma się przez długi okres.

- Taka ostra infekcja, jaką jest koronawirus, to jest akcelerator wielu procesów destabilizujących organizm i przyspieszacz procesów karcenogenezy czy nowotworzenia. To oznacza, że my po COVID - nawet jeżeli ogłosimy, że pandemia się skończyła - nadal będziemy mieli wysyp różnych innych chorób i wysyp ciężko chorych, z których cześć umrze - podsumowuje ekspertka.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Polecane

Skorzystaj z usług medycznych bez kolejek. Umów wizytę u specjalisty z e-receptą i e-zwolnieniem lub badanie na abcZdrowie Znajdź lekarza.

Polecane dla Ciebie
Pomocni lekarze