Na jakim etapie pandemii jesteśmy? W Niemczech odnotowano ponad pół miliona zakażeń dziennie, Chiny rozważają lockdown
Kolejne kraje Europy notują niepokojąco wysokie liczby zakażeń, a w Polsce przypadków zakażeń mamy coraz mniej. Jak to możliwe? - To jest strategia "strusia i piasku" - komentuje wirusolog dr Tomasz Dzieciątkowski.
1. W jakim momencie pandemii jesteśmy?
W sklepach, środkach masowej komunikacji czy restauracjach wszystko funkcjonuje tak, jakby pandemia była dawno za nami. Ograniczeń covidowych brak. I rzeczywiście, publikowane codziennie przez resort zdrowia raporty pokazują spadek liczby zakażeń. Eksperci wskazują jednak wyraźnie, że oficjalne dane należałoby kilka razy pomnożyć, żeby pokazać rzeczywistą sytuację w Polsce.
- Myślę, że obecnie tych zakażeń w rzeczywistości mamy około 5-10 razy więcej. Bowiem w tej chwili badań w kierunku SARS-CoV-2 jest wykonywanych zdecydowanie mniej. Adam Niedzielski ogłosił, że ograniczenia nie są już konieczne. Przy czym znowu pojawił się pewien dysonans, bo zniósł ograniczenia i jednocześnie zaznaczył, że dobrze jest maski nadal nosić. Kto w takiej sytuacji, poza nielicznymi wyjątkami, będzie nosił te maski? Najprawdopodobniej nikt lub prawie nikt. Na osoby, które noszą maski w środkach komunikacji publicznej czy w sklepach ludzie patrzą jak na idiotów. Nawet ostatnio mnie zaczepiano z pytaniem: po co ją noszę maskę, skoro nie ma obowiązku. Na co odpowiadam, że nie noszę jej dla pana ministra, tylko dla siebie i dla swoich bliskich, żeby się nie zakazili - komentuje dr hab. n. med. Tomasz Dzieciątkowski z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.
Wirusolog po raz kolejny ostrzega i wyraźne podkreśla, że rząd żadnego kraju nie ma uprawnień, żeby pandemię zakończyć, jej zakończenie może ogłosić wyłącznie dyrektor WHO.
- Kolejny raz naciągamy rzeczywistość mówiąc, że obserwujemy zmniejszoną liczbę zakażeń, a to nie jest do końca prawda. Nie możemy powiedzieć, że pandemia się skończyła - mówi dr Dzieciątkowski.
2. W Niemczech w ciągu doby wykryto 500 tys. zakażeń
Sytuacja międzynarodowa wydaje się dość niepokojąca. W krajach Europy Zachodniej liczby zakażeń poszybowały do wartości, których nie notowano od początku pandemii. W Niemczech 31 marca odnotowano 565 tys. zakażeń i 596 ofiar śmiertelnych. We Francji 5 kwietnia było 209 tys. nowych przypadków, zmarło 131 osób. We Włoszech 5 kwietnia mieliśmy 88 tys. nowych zakażeń, zmarły 194 osoby.
- Proszę zauważyć, że w tych krajach, w których zachłyśnięto się samymi wskaźnikami poziomów wyszczepienia, gdzie w pewnym momencie zaczęto znosić obostrzenia, mówię tu chociażby o Wielkiej Brytanii czy Niemczech, Portugalii, Holandii - obserwuje się ponowny wzrost zakażeń. Owszem, co jest też bardzo wyraźne, nie obserwujemy jakiegoś dużego odsetka hospitalizacji z powodu COVID-19. Można domniemywać, że na ograniczenie liczby hospitalizacji wpływa fakt, że osoby zaszczepione przechodzą zakażenie łagodniej - wyjaśnia dr Tomasz Dzieciątkowski.
- Natomiast to, że w tym momencie nie obserwujemy wysokiej liczby hospitalizacji, nie oznacza, że pandemia COVID-19 zniknęła i zakażenia SARS-CoV-2 się skończyły - dodaje naukowiec.
Również kraje, które do tej pory najlepiej radziły sobie z epidemią, w ostatnim czasie notują wzrosty zakażeń. Omikron pokonał nawet chińską strategię "zero-covid". 5 kwietnia w Chinach odnotowano ponad 16 tys. nowych przypadków - najwięcej od początku pandemii.
- Jest to najprawdopodobniej związane z tym, że Chiny przy nawet niezłym wyszczepieniu swego społeczeństwa, szczepią się swoją własną szczepionką inaktywowaną. Wiadomo, że jej skuteczność, nawet względem wariantów Alfa czy Delta, nie była porażająca, a jeżeli chodzi o Omikron - jest bardzo niska. Co za tym idzie, Chińczycy zaczynają myśleć o ponownych lockdownach - mówi wirusolog.
3. Polska wybrała strategię "strusia i piasku"
Eksperci nie mają wątpliwości, że Polska nie pozostanie wyjątkiem na mapie Europy i u nas również pojawią się wzrosty zakażeń, tyle że systemowe ograniczenie badań spowoduje, że nie będziemy w stanie oszacować, kiedy i jak duże.
- Generalnie to jest strategia "strusia i piasku". To trochę tak samo, jak gdybyśmy przestali testować chorych w kierunku gruźlicy. Ta choroba nie zniknie, tylko my nie będziemy wiedzieli, ile mamy chorych na terenie kraju - zaznacza dr Dzieciątkowski. - Tego typu polityka jest bardzo krótkowzroczna - ostrzega.
Zdaniem wirusologa jest bardzo prawdopodobne, że efekty pandemicznego poluzowania odczujemy jesienią. Kolejnym pytaniem, które na razie pozostaje bez odpowiedzi, jest kwestia paszportów covidowych, które u większości osób są ważne do początku lipca. Co dalej?
- Tego rząd nie mówi i pewnie sam tego nie wie. Teoretycznie może się okazać, że Kowalski, który będzie chciał jechać do Hiszpanii na wakacje, z takim nieważnym paszportem nie zostanie wpuszczony. Z drugiej strony to podróżowanie w sezonie wakacyjnym, przy kiepskim statusie szczepiennym spowoduje, że możemy rozsiewać bądź przywozić tego wirusa do Polski. W związku z tym, zwłaszcza po wakacjach, jest całkiem spore prawdopodobieństwo, że będziemy mieli ponowny wzrost zakażeń - wyjaśnia dr Dzieciątkowski. - Inna sprawa, że przy niskim poziomie testowania będzie to słabo widoczne - dodaje ekspert.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Rekomendowane przez naszych ekspertów
Nie czekaj na wizytę u lekarza. Skorzystaj z konsultacji u specjalistów z całej Polski już dziś na abcZdrowie Znajdź lekarza.